16 lat
(1898–1914)
Polska
Karolina Kózka urodziła się w podtarnowskiej wsi Wał-Ruda w przysiółku - Śmietana, jako czwarte z jedenaściorga dzieci Jana i Marii w uroczystość Matki Bożej Anielskiej, w godzinie Miłosierdzia Bożego. Pięć dni później przyjęła Sakrament Chrztu w oddalonym o ok. 8 kilometrów kościele parafialnym w Radłowie. Rodzice byli ubogimi rolnikami. Posiadali niewielkie gospodarstwo i drewniany domek, pokryty strzechą, z jedną izbą i stajnią dla zwierząt a ponadto pracowali również na pobliskim dworze.
Podstawową formację duchową otrzymała w rodzinie. Jej rodzice wychowywali dzieci w duchu religijnym i patriotycznym. Codzienne życie było wypełnione pracą i modlitwą. Każdego dnia modlono się wspólnie, śpiewano "Godzinki" a podczas wypoczynku pieśni religijne i patriotyczne. Rzeczą oczywistą było częste przystępowanie do sakramentów, uczestniczenie we Mszy św. nie tylko w niedziele i święta, ale również i dni powszednie. Ich dom był nazywany „kościółkiem”, "Betlejemką" czy "Jerozolimką", gdyż to w nim zbierali się dalsi i bliżsi sąsiedzi by czytać Pismo Święte, religijne czasopisma, żywoty świętych a w czasie Wielkiego Postu odprawiać "Drogę Krzyżową", śpiewać „Gorzkie Żale” i kolędy w okresie Bożego Narodzenia.
Od najmłodszych lat Karolina żyła z modlitwą na ustach i w sercu. Miała świadomość, że modlitwa wzmacnia człowieka w drodze do nieba, ona bardzo chciała się tam dostać. Mawiała "Żeby się dostać do nieba. Jakby tam było dobrze". Modliła się w kościele, przy pracy, pasąc bydło i jak twierdziła rodzina - także nocy. Kochała odmawiać różaniec, który nosiła na szyi a Maryję nazywała: "moja Matka Boża". Mówiła też: "Chcę być czysta na wzór Matki Najświętszej". Zapytana podczas jazdy furmanką "co robi", odpowiedziała „Mamusiu odmawiam Zdrowaś Maryjo, no, bo jak to mówię, czuję jakąś dziwną radość w sercu”. Nosiła w procesjach feretron z figurą Matki Bożej Niepokalanie poczętej.
Była posłuszna rodzicom, pracowita i obowiązkowa. Pomagała w pracy na roli, wyręczała matkę w pracach domowych, troskliwie opiekowała się licznym rodzeństwem. Szyła też dla nich ubrania. W 1906 roku rozpoczęła naukę w ludowej szkole podstawowej, którą ukończyła w 1912 roku z wynikiem celującym. Potem uczęszczała jeszcze na tzw. naukę dopełniającą trzy razy w tygodniu. Zdobyła wiedzę podstawową, opartą na wartościach chrześcijańskich.
Do Pierwszej Komunii św. przystąpiła w roku 1907 w Radłowie a Sakrament bierzmowana a otrzymała w 1914 r., pół roku przed śmiercią, w kościele parafialnym w Zabawie z rąk bp. Leona Wałęgi. Duży wpływ na kształtowanie jej charakteru miał wujek - Franciszek Borzęcki. "Przewodnik duchowy wsi" był zaangażowany apostolsko i społecznie. Katechizował, przewodniczył różnym nabożeństwom, odprowadzał pogrzeby do kościoła. Karolina pomagała mu w prowadzeniu wypożyczalni książek i czasopism religijnych znajdującej się w jego domu, gdzie przychodziła młodzież i osoby dorosłe. Sama lubiła czytać i zgłębiać tajemnice wiary. Oprócz Pisma Świętego najważniejszą lekturą były Żywoty Świętych, które czytała też na głos dla osób przychodzących. Stała się etatową "świetlicową".
Była urodzoną katechetką. Od najmłodszych lat apostołowała wśród rodzeństwa i okolicznych dzieci pod gruszą rosnącą za domem. Śpiewała z nimi pieśni religijne, odmawiała różaniec, uczyła modlitw, wyjaśniała prawdy wiary i zachęcała do życia według przykazań Bożych. Znając jej wiedzę i zdolności katecheci powierzali jej nauczanie religii dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym. Przygotowywała dzieci do pierwszej Komunii Świętej a starszych i chorych na przyjęcie Wiatyku. Była otwarta na innych. Pomagała potrzebującym - odwiedzała chorych, pomagając w pracy i czytając pisma religijne, wspierała biednych, którzy przychodzili do domu prosząc o pomoc. Miała dobry wpływ na swoje koleżanki.
Gdy w 1913 r. powstała nowa parafia w Zabawie, na terenie której znalazła się Wał-Ruda, Karolina pomagała proboszczowi - ks. Władysławowi Mendrali, który twierdził, że była mu prawą ręką w organizowaniu życia parafialnego. Była członkiem Towarzystwa Wstrzemięźliwości, Apostolstwa Modlitwy, Bractwa Komunii Świętej Wynagradzającej. Była też zelatorką Koła Żywego Różańca. Była skromną dziewczyną o wyrazistych rysach i bujnych, kasztanowo - rudawych włosach zaczesanych do tyłu. Wzrostem i budową fizyczną przewyższała swoje rówieśniczki. Miała silną osobowość, nie ulegała wpływom innych, to ona raczej wyznaczała charakter relacji między rówieśnikami i młodszymi od siebie dziećmi. Uparcie dążyła do raz obranego celu. "Karolina była mocnego usposobienia, co sobie postanowiła, to tak musiało być." - wspominała jej siostra - Katarzyna. Była naturalna i prostolinijna. Ubierała się bardzo skromnie, ale zawsze czysto i schludnie. Mówiła: "Nie chcę się stroić, bo by mnie pycha ponosiła i nie mogłabym się modlić". Karolina była zwyczajną, pogodną dziewczyną. Nie stroniła od towarzystwa, miała kolegów i koleżanki, choć nie szukała rozrywek. Była ułożona, bardzo pobożna, ale nie była postrzegana przez rówieśników jako ktoś dziwaczny, żyjący w oderwaniu od rzeczywistości. Bardzo ładnie śpiewała. Cieszyła się uznaniem i poważaniem. Często podawano ją jako wzór do naśladowania. Nie planowała zakładać rodziny. Znający ją wspominali, że mówiła: "Jak dorosnę, poproszę tatusia, aby wybudował mi maleńki domek z jednym oknem - tam będę mieszkała, pracowała i modliła się".
Z jednej strony - jak zeznają świadkowie - jej postępowanie mieściło się w ramach zwyczajnej, pobożności wiejskiej. Z drugiej zaś strony są przekonani, iż Karolina w swym życiu nie popełniła nawet grzechu lekkiego, a cnoty rozwinęła w stopniu heroicznym. Karolina była nazywana przez ludzi ze swojego otoczenia „prawdziwym aniołem”, „najpobożniejszą dziewczyną w parafii”, „pierwszą duszą do nieba”.
Zginęła mając 16 lat na początku I wojny światowej. W listopadzie 1914 r. wojska rosyjskie szły za wycofującymi się Austriakami. Krążyły pogłoski, że gwałcą kobiety i dziewczęta. Rankiem 18.11 w domu Kuzków debatowano kto ma iść do kościoła w Zabawie, aby uczestniczyć we Mszy św. i nowennie do św. Stanisława - matka czy Karolina. Karolina jakby przeczuwając powiedziała: "wolałabym iść do kościoła, bo tak się czegoś dzisiaj boję". Matka kazała jej jednak zostać w domu sądząc, że tu będzie bezpieczniejsza. Około godz. 9 do ich domu wszedł carski żołnierz. Wypytywał o wojska austriackie. Karolina próbowała wymknąć się z mieszkania. Żołnierz jednak zastąpił jej drogę. Chwyciwszy za rękę, kazał jej oraz ojcu ubierać się w drogę, rzekomo do komendanta, pod pretekstem złożenia zeznań. Mówiąc przy tym do Karoliny: „Ładna jesteś, ty mi drogę pokażesz!” Ojciec próbował iść w kierunku zabudowań, lecz żołnierz nakazał iść w kierunku lasu. Na skraju lasu wojskowy grożąc użyciem broni zmusił ojca do odejścia a dziewczynę pogonił w głąb. Świadkami tego było dwóch siedemnastolatków, którzy z obawy przed żołnierzami ukrywali konie w lesie. Widzieli, jak oprawca pędził przed sobą dziewczynę, która stawiała opór. Odpychając ręce napastnika wymierzała mu ciosy. Popychana usiłowała zawrócić. Przestraszeni wrócili do wioski zawiadamiając mieszkańców. Samo męczeństwo świadków nie miało. Jedynie na podstawie śladów można odtworzyć bieg zdarzeń. Karolina podczas szamotaniny uwolniła się z rąk oprawcy i pobiegła przez gąszcze i mokradła. Zgubiła kurtkę brata, którą miała na sobie i chodaki. Ciernie raniły jej stopy i szarpały spódnicę Rozjuszony żołdak w końcu ją dogonił, po przebiegnięciu około kilometra i ranił szablą w tył głowy. Potem zadał kolejne ciosy. Ostatnim uderzeniem ugodził w gardło, rozcinając tętnicę szyjną. Ta rana była śmiertelna. Wyczerpana walką i upływem krwi upadła na trzęsawisku na skraju lasu i zakończyła życie.
Wszczęte poszukiwania, w które zaangażowany był ks. Mendrala, nie dały rezultatu. Poranione ciało odnalazł rolnik zbierający gałęzie na opał, dopiero po dwóch tygodniach, 4 grudnia. Po przewiezieniu ciała dokonano oględzin. Badała też położna, która stwierdziła, że dziewczyna zachowała dziewictwo. Wszyscy, którzy znali Karolinę byli przekonani, że złożyła ona heroiczną ofiarę w obronie czystości. Pogrzeb odbył się 6 grudnia i pomimo trwających działań wojennych zgromadził ponad 3 tysiące osób.
10 czerwca 1987, podczas Mszy św. na tarnowskich Błoniach, Ojciec Święty Jan Paweł II ogłosił Karolinę Kózkówną - błogosławioną. W homilii powiedział: "Ta młodziutka córka Kościoła tarnowskiego, którą od dzisiaj będziemy zwać błogosławioną, swoim życiem mówi przede wszystkim do młodych, do chłopców i dziewcząt... o wielkiej godności kobiety: o godności ludzkiej osoby. O godności ciała, które wprawdzie na tym świecie podlega śmierci, jak i jej młode ciało uległo śmierci, ale to ludzkie ciało nosi w sobie zapis nieśmiertelności, jaką człowiek ma osiągnąć w Bogu wiecznym i żywym, przez Chrystusa..."